Relacja z 18. Ogólnopolskiego Zlotu Fanów Queen

Relacja z 18. Ogólnopolskiego Zlotu Fanów Queen

Coroczna impreza o nazwie Ogólnopolski Zlot Fanów Queen osiągnęła wiek dojrzały. W ostatni weekend lipca odbyła się bowiem 18. edycja wydarzenia, które jest najbardziej wyczekiwanym aktem integracji fanów Jej Królewskiej Mości. A ci fani to najbardziej barwna, towarzyska i zjednoczona społeczność związana z jakimkolwiek zespołem, jaką widziałem. Utwierdziło mnie w tym przekonaniu to, co widziałem między 26 a 28 lipca (choć niektórzy zostali dzień dłużej) w Ośrodku Turystyki Kajakowej „Sosenka” znajdującym się nad rzeką Rawką w miejscowości Ruda, ok. 10 km od Skierniewic. To miejsce gościło już nas po raz siódmy. Z pewnością nie po raz ostatni, bo spotkania fanów – dla zdecydowanej większości czytających te słowa – najlepszego zespołu w historii, na stałe wpisały się w lokalny koloryt tego miejsca. Hasłem przewodnim tegorocznej edycji imprezy był „Scandal” – nawiązujący do tytułu utworu z albumu The Miracle, obchodzącego w tym roku 30-lecie swego wydania.

Piątek

Jak co roku do starych zlotowych wyjadaczy także i tym razem dołączyły nowe twarze, czyli zlotowi debiutanci. Był to w dużej mierze efekt filmu Bohemian Rhapsody, który pomimo licznych kontrowersji osiągnął ogromny sukces kasowy i przyczynił się do znacznego wzrostu popularności Queen na całym świecie.  Oczywiście także w Polsce. [restrict … ] Na szczęście na zlot przyjechali fani świadomi, a nie „pseudo”, których po zdobyciu popularności przez obraz także jest niestety bez liku. 

Temat filmu był jednym z przewodnich na piątkowym ognisku, które dla wielu fanów jest najważniejszym momentem całego zlotu, pomimo że stanowi formalnie jedynie jego preludium. Tradycja piątkowych ognisk wywodzi się jeszcze z czasów, kiedy to zloty (pierwszy w 2002 r.) organizował w Nowym Mieście Lubawskim Zbyszek Kamiński i została ona podtrzymywana także wtedy, gdy konwent gościły inne miejscowości: Kacze Bagno (2006 r.), Trzebnica (2008 r.), Warszawa (2009 r.) i Bratian (2010 r.). Tradycji ogniskowych jest wiele, a główną z nich stanowi wspólne śpiewanie utworów z wiadomego repertuaru. Choć stałym elementem jest też klasyka polskiej muzyki rockowej, z Kultem na czele. Jak na grupę fanów Queen przystało, są wśród nas uzdolnienie gitarzyści, którzy swoim talentem podkreślają nasze występy a cappella. Ale nie tylko gitarzyści! W tym roku furorę zrobiła np. Asia, która dała minirecital w drzwiach swego domku, grając na keyboardzie, w zastępstwie pianina, którego używa na co dzień. 

zlot-queen-2019-k.sadowska-145

Zdjęcie 145 z 145

Ognisko to także znakomita okazja do wielu przeróżnych rozmów, zwłaszcza tych odbywających się między fanami, którzy widzą się raz do roku, właśnie przy okazji zlotów. Często dochodzi też do spotkań po kilku latach. Tej wesołej, przyjacielskiej atmosferze towarzyszy oczywiście nie tylko muzyka, ale także liczne żarty, wygłupy, ogniskowe przysmaki i wszelkiej maści alkohol. Spektrum upodobań trunków fanów Queen w Polsce jest doprawdy imponujące. Podkreślam jednak, że etanol jest pożądanym elementem integracji i wspólnej zabawy i na palcach jednej ręki można w historii zlotów policzyć przypadki, gdy pod jego wpływem ludzie robili rzeczy złe i niebezpieczne. Tegoroczny zlot odbył się bez takich ekscesów. I to nawet pomimo tego, że uczestnicy ogniska dosłownie wzięli sobie do serca hasło znane z filmu „Mój rower” (2012 r., w reżyserii Piotra Trzaskalskiego), że: „Każdy alkohol jest bardzo dobry, z wyjątkiem denaturatu, który jest dobry”. Brakowało mi jednak poprzedniego prezesa Polskiego Fanklubu Queen Piotrka Kaczmarka, który na okoliczność ogniska zawsze przychodził z legendarną „Arizoną…”

Ognisko z czasem zaczyna żyć oczywiście swoim życiem, a fani rozpraszają się i integrują także w innych miejscach, głównie w okolicach swoich domków, w których zawsze jesteśmy w „Sosence” zakwaterowani. Tak też było tym razem. I choć zabawa i szeroko rozumiana integracja trwa dosłownie do białego rana, to zawsze niemal wszyscy niewyspani, ale radośni meldujemy się następnego dnia w sali. Podobnie zresztą jak zawsze centralnym dniem jest sobota.

Sobota

Drugiego dnia Zlotu tradycyjnie centrum wydarzeń jest miejsce będące czymś pomiędzy salą konferencyjną a świetlicą. W ciągu dnia odbywają się w niej zlotowe konkursy i zabawy, a w nocy przemienia się ona w salę disco niemal żywcem wyjętą z lat 70., w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ale do Queen Party, bo o nim oczywiście mowa, jeszcze dojdziemy.

Pierwszym oficjalnym punktem zlotu, zaraz po otwarciu przez organizatorów (a tę rolę pełnią od początku w „Sosence” przedstawicielki Polskiego Fanklubu Queen: Kasia Zielińska, Ola Kazana i pani prezes PFQ, legendarna Daga Szymańska), było karaoke. Niektórzy stawiali głównie na interpretację (np. Patrycja, która później okazała się zwycięzcą w tej „rywalizacji”), inni na show (np. piszący te słowa), niektórzy przełamywali tremę i mierzyli się z czymś dotychczas im obcym (np. Marcin). Najważniejsza, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, była jednak dobra zabawa. A o taką nietrudno, zwłaszcza jeśli dodamy, że oprócz solowych (choć oczywiście tylko pozornie, bo wspartych udziałem publiki) „wykonów” (np. Somebody to Love, Bohemian Rhapsody), miały też miejsce duety (np. Under Pressure, I Want to Break Free) i zbiorowe wykonania, których apogeum nastąpiło podczas stworzonego do takiej formuły Radio Ga Ga. Godny podkreślenia jest fakt, że każdy wykonawca zawsze może liczyć na życzliwie i entuzjastyczne przyjęcie i być pewnym, że nie będzie śpiewał do milczącej widowni. Wręcz przeciwnie. 

Karaoke skutecznie nakręciło wesołą atmosferę (w czym pomógł także fakt, że w bezpośrednim sąsiedztwie sali znajduje się bar z bogatą ofertą różnych gatunków piwa), którą podtrzymały kolejne punkty drugiego dnia zlotu, na czele z Queen kalamburami (znanymi jako „Qalambury”). Zasady tej zabawy/konkursu są proste i polegają na odgadywaniu tytułów utworów Queen pokazywanych przez jednego (czasem dwóch, jeśli niezbędna jest pomoc) zlotowiczów za pomocą tylko i wyłącznie ruchów, bez użycia słów. Zastanówcie się więc zatem, jak byście pokazali np. Innunedo… lub Instrumental Inferno. Kalambury to świetna zabawa, zwłaszcza dla ich tegorocznego zwycięzcy Piotrka, lepiej znanego jako Owca. Nieco, ale tylko nieco poważniej było podczas „Jednego z pięciu” – czyli grze wzorowanej na „Jednym z dziesięciu” prowadzonej przez Tadeusza Sznuka, w którego buty na zlocie świetnie wchodzi Marek. Oczywiście pytania dotyczą zespołu, ale także projektów solowych i życia prywatnego członków Królowej. Byłem jednym z uczestników „programu”, więc znam go „od kulis”. Być może gdybym zamiast podpowiadać innym naokoło skupił się tylko na sobie, to bym wygrał, a tak na pierwszym miejscu znalazł się młody (ale już doświadczony) wilk Kacper. 

Pomiędzy tymi wydarzeniami był też puszczony uroczy i przesympatyczny film (autorstwa nieobecnego w „Sosence” Michała) prezentujący w pigułce dotychczasową historię zlotów. Nie zabrakło także czegoś znanego z konwentów fantastycznych, czyli gry w „planszówkę”, ale oczywiście tematycznie powiązaną z miejscem, w którym byliśmy. I tak w „Queen Monopoly” zwyciężyła Kasia. Poza tym pokrótce omówiono pozycje wydawnicze związane z Queen zapowiadane na ten rok, na czele z imponująco zapowiadającą się książką Skarby Queen czy kolejną biografią naszego nieodżałowanego idola Freddie Mercury. Somebody to Love.

Fani Królowej to jednak nie tylko zabawni imprezowicze, ale też wrażliwi na cierpienie innych i chętni do pomocy innym ludzie. Potwierdzeniem tych słów niech będzie fakt, że podczas aukcji przeprowadzonej podczas sobotnich wydarzeń zebraliśmy 1449,95 zł na rzecz Michała – podopiecznego Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Ja dzięki tej akcji wzbogaciłem się m.in. o plakat promujący koncert Briana Maya, który 30 września 1998 r. odbył się w warszawskiej Stodole przy okazji trasy promującej album Another World (1998 r.). Pamiątka o tyle dla mnie szczególna, że byłem na tym występie. Cieszę się także, że moja książka Przewodnik Fana Queen po Londynie została wylicytowana przez Mirka za rekordowe 170 zł. Chyba nigdy pieniądze z jej sprzedaży nie były lepiej ulokowane.

I tak dobiegła końca ta „spokojniejsza” część drugiego dnia zlotu. Noc, do wczesnych godzin rannych, jest bowiem od lat zarezerwowana dla Queen Disco / Queen Party, na którego hasło tematyczne wybrano w tym roku „Cowboys & Indians”. Jest to tytuł utworu zespołu Rogera Taylora The Cross z płyty Shove It z 1988 r. Tej piosenki oczywiście nie zabrakło także w repertuarze imprezy, której nie powstydziłaby się postać grana przez Johna Travoltę w Gorączce sobotniej nocy.

Nietrudno chyba odgadnąć, jakie stroje dominowały, biorąc pod uwagę hasło imprezy. Oczywiście kowbojów (zarówno rewolwerowców, szeryfów, samotnych mścicieli, jak i poganiaczy bydła) i Indianek oraz Indian (zarówno wodzów, wojowników, jak i szeregowych członków plemion). Czy muszę jednak dodawać, że najbardziej atrakcyjnie prezentowały się kurtyzany lub, jak kto woli, „panie do towarzystwa w saloonach”? Byli też tacy, którzy wyłamali się z konwencji (np. Waldek wyglądał jak Freddie z teledysku The Invisible Man), ale w mniejszym lub większym stopniu przebrali się chyba wszyscy uczestnicy zabawy. Myślę, że każdy był pod wrażeniem, bo zdarzyło się to bodajże po raz pierwszy w dziejach zlotów. Nagrodą za najlepsze przebranie decyzją organizatorek została uhonorowana Ela, a najlepszym tancerzem (po raz drugi z rzędu!) Andrzej. Ale na oklaski zasługują wszyscy. Włącznie z suczką Małą, która na imprezie najlepiej bawiła się z Mateuszem (a przedtem pomagała mi wykonać Bohemian Rhapsody na karaoke). Niektórzy posądzali ich o romans. Te klasyczne, międzyludzkie romanse także miały miejsce, ale o wszystkim przecież pisać nie możemy.

Niemniej, była to cudowna, niezwykle energetyczna i przezabawna impreza taneczno-muzyczna, która do tańca poderwałaby nawet Johna Deacona, a Freddie „would love it”. Każdy, kto jest fanem Queen w Polsce, powinien przynajmniej raz tego doświadczyć. Podobnie zresztą jak całego zlotu.

Niedziela

Nigdy chyba nie wyjdę z podziwu, jak my to robimy, że po dwóch dniach nieustannych szaleństw w niedzielę przed południem chce nam się jeszcze… grać w siatkówkę! Niektórzy, ze mną włącznie, na mecz przyszli niemal bezpośrednio po przedłużonej do granic możliwości poprzedniej nocy, która oczywiście płynnie przeszła w poranek. Niemniej mecz siatkówki jest stałym elementem zlotów odbywających się nad Rawką. Oczywiście nie wynik był tutaj najistotniejszy (do tej pory nie wiem, czy wygraliśmy, czy przegraliśmy), a zabawa, atmosfera i integracja – czyli trzy kluczowe elementy każdego zlotu. Oprócz muzyki Queen oczywiście.

Po meczu siatkówki innym stałym, pięknym elementem jest wspólne zdjęcie wszystkich (no, prawie, np. moi trzej współlokatorzy 2/3 niedzieli spędzili nieprzytomni w łóżku – ale w końcu numer trzynasty domku zobowiązuje) zlotowiczów, które w tym roku wyszło wyjątkowo imponująco. Po wykonaniu tej sentymentalnej fotografii po raz ostatni przenosimy się do sali, by rozdać nagrody w konkursach (a w tym roku były nimi m.in.: książki / komiksy biograficzne o Freddiem autorstwa Alfonso Casasa czy niesamowita minikopia gitary basowej Fender Johna Deacona wykonana przez Rafała Sobczyka), których chyba jednak tak naprawdę nikt nie traktuje jako rywalizację. I to nie tylko dlatego, że nie o współzawodnictwo, lecz o zabawę w nich chodzi. Także z tego powodu, że większość oceniana jest przez organizatorki, a ich ocena może być względna i subiektywna. Niemniej ich wybory nie wzbudziły kontrowersji i spotkały się z aprobatą pozostałych. Warto tutaj dodać, że za najlepiej udekorowany (motywami związanymi dokładnie z hasłem zlotu, czyli Scandal) domek został uznany ten zamieszkiwany przez Kingę i spółkę, a także w drugiej kolejności przez Elę i koleżanki.

Reszta niedzieli upływa zawsze w większości na pakowaniu, pożegnaniach i wyjazdach. Niektórzy przedłużają sobie jeszcze imprezę o jeden dzień i zostają na wieczorno-nocnym ognisku (o znacznie spokojniejszym charakterze niż te piątkowe) i do domu wracają dopiero w poniedziałek. Ja tym razem nie należałem do tej grupy. Wyjechałem wieczorem, więc tu moja relacja się kończy.

Oczywiście to, co napisałem powyżej, jest tylko ogólnym i bardzo cenzuralnym streszczeniem tego, co działo się nad Rawką przez te trzy szalone dni. Pomimo dziecięcej fantazji (czego przykładem choćby nasze niedzielne poranne wykonanie hitu Święty święty uśmiechnięty – znanego lepiej jako Taki duży, taki mały – może świętym być! – z repertuaru Arki Noego) jesteśmy jednak (w większości, choć dzieci na zlotach dodają ogromnego kolorytu!) dorośli, więc musi być prawdziwy rock’n’roll! I był. Jak na hasło przewodnie Zlotu przystało. W końcu jak „Scandal”, to SKANDAL!

tekst: Michał Bigoraj

korekta: Paweł Kukliński

skład: Ola i daga

[/restrict]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

× nine = thirty six