Wspomnienia fanów Queen – Anna Pudykiewicz

Queen…. As it began….

Ja wiem, że ten tytuł skojarzenie budzi jednoznaczne, ale bynajmniej nie planuję się „przypiąć” do sukcesu fantastycznej książki. Po prostu trudno o lepszy tytuł

Pierwsze wspomnienie? Oj, tyle tego było. Te całkiem pierwsze wspomnienia są tak odległe, z przeszłości tak zamierzchłej, że tak naprawdę nie całkiem umiem je zrekonstruować i w zasadzie czuje się usprawiedliwiona

Pierwsza płyta pożyczona od znajomych, którzy przywieźli ją z wakacji w Bułgarii – Greatest Hits I na winylu. Tata przegrał kilka piosenek na kasetę  – jedna strona Queen, druga The Beatles. Ta kaseta to do dziś jedna z moich najcenniejszych pamiątek. Reszta tego, co pamiętam, na temat kiedy to było i jak dokładnie wyglądało rozmija się niestety ze wspomnieniami moich rodziców na ten temat, więc chyba mi emocje opowiedziały tę historię na nowo. Wiadomość w TV o śmierci Freddiego tez pamiętam. Też jak przez mgłę.

Pierwsze żywe wspomnienie? Eksplozja radości, zachwytu, pierwsze odkrywanie nowych dźwięków obrazów…. To już pamiętam doskonale, chyba głównie ze względu na intensywność tych emocji.

Grudzień 1991 ( najprawdopodobniej…. nie ma szans mimo wszystko na zrekonstruowanie dokładnej daty) tata przyszedł z pracy i wręczył mi dwie kasety VHS (kolejne z pamiątek równie cennych co bezużytecznych) Na jednej naklejka „Teledyski”, na drugiej „Budapeszt 86”. Do dzisiaj nie wiem skąd to wziął, podobno jakiś kolega nagrał z TV

Włączyłam…..

Too late, my time has come…. Jakie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, ze to wcale nie jest początek utworu! Po kilku minutach Galileo i innych takich, cztery twarze w legendarnym ujęciu „postarzały się”  nagle o kilkanaście lat, kamera wjechała do studia nagraniowego: „One man, one goal…. „ aż do FRIED CHICKEN! Ale, że co??

Za chwilę Freddie przy fortepianie w stroju w biało czarną szachownicę. Zaraz… to nie Freddie, przecież to jakiś chłopiec, o co chodzi? Czterech chłopców? A potem Panowie z nimi? Wow! Mini Lista Przebojów level master

Reklamy. Spikerka, oczywiście nie zrozumiałam ani słowa poza zapowiedzią „We are the Champions  – Queen” ten klip przeszedł płynnie w „Play The Game” – płomienie w różnych kolorach, Freddie śpiewający w  fantastyczny sposób, do dziś bardzo ten utwór lubię, klip zresztą też. Potem Crazy Little Thing Called Love, następnie Save Me, a na koniec Flash z tym wbijającym w fotel falsetem….. rany, jakiś facet NAPRAWDĘ tak potrafi??

Niestety, to tyle na ten moment. Kolejne dwie godziny to inne utwory, inni wykonawcy. Wszystkie pamiętam i wszystkie wywołują uśmiech do dziś, jako klipy z TEJ KASETY. Wreszcie The Show Must Go On –  zmontowany z fragmentów starszych teledysków. Nie było You Tube, więc wcale nie było łatwo dopasować każdy kadr do utworu, łamigłówka na miesiące jeśli nie lata.

A na koniec  Tie Your Mother Down ucięte w połowie. Znowu dłuższy czas musiał minąć zanim obejrzałam to do końca

Druga kaseta. Widok z góry na budujących scenę. Uwijają się jak w ukropie. Gotowe! Zaczyna się show, publiczność szaleje, a ja? Patrzę jak zaczarowana. Tyle nowych utworów, co jeden to wspanialszy! Jak to? To słynne Radio Ga Ga to też oni? A ten cudowny utwór z „I’m no fool” w refrenie to co to jest? Love of my Life przewijałam w kółko aż nauczyłam się śpiewać razem z nimi. Jak ja im zazdrościłam….. 20 lat później sama zdzierałam gardło we Wrocławiu, potem jeszcze w Krakowie i w Łodzi. Pewnie, zbyt śmiałe porównanie, zmieniło się prawie wszystko, ale magia Freddiego naprawdę unosiła się w powietrzu, a Brian i Roger…. Cóż…. Duchem wciąż tak samo młodzi. Łzy wzruszenia ledwo pozwalały mi śpiewać, ale dałam radę.

Tego fragmentu po węgiersku tez się chciałam nauczyć, nie było szans ze słuchu. Ile ja się naszukałam tego tekstu…..

Ale oczywiście nic tak nie rzuciło na kolana jak cztery filmiki. Kilka lat później w Budapeszcie szukałam tych miejsc ze wszystkich sił, a kolejnych kilka lat później w tym właśnie mieście wydarzyło się coś, co zmieniło moje życie i zdeterminowało wszystko co potem. To już zupełnie inna historia

W ciągu następnych kilku tygodni dostałam jeszcze na VHS koncert z Rio, więc 20.04.1992 byłam już całkiem nieźle wyedukowana jak na 9. letnie dziecko.

Tych wspomnień są setki. Część dotyczy niezwykłych wydarzeń, które mają znaczenie głównie, lub tylko dla fanów Queen, część takich, które zapisały się w historii  muzyki złotymi zgłoskami, część to wspomnienia zupełnie osobiste, czasem nawet bardzo. Wszystkie bezcenne i ciągle liczę na więcej.

autorka Anna Pudykiewicz, 2020